piątek, 30 lipca 2010

Za dużo rowerów

Holendrzy mają problem: dworce większych miast są wręcz zawalone rowerami. Mimo iż pojedynczy rower nie zajmuje dużo przestrzeni, to 10.000 już potrzebuje sporo miejsca. Oczywiście Holendrzy zdają sobie sprawę, że samochody by zajęły zdecydowanie więcej przestrzeni, ale jednak mimo to postrzegają ogromne ilości rowerów w kategoriach problemu.
O wciąż budowanym podziemnym parkingu rowerowym w Haarlemie pisałem już zeszłego roku, tym razem postanowiłem wspomnieć o Amsterdamie. Okolice dworca głównego są tutaj wręcz zasypane rowerami, które poniewierają się wszędzie. Tuż obok dworca jest ogromny wielopoziomowy parking, który jednak przechowuje niewielką część jednośladów. Na zdjęciu obok widać u góry widok z boku na ten parking - z tej strony ma trzy poziomy, po przeciwległej stronie są dwie dodatkowe rampy. Na dole widać zdjęcie jednej z tych ramp. Nie chciało mi się liczyć, ale szacuję, że mieści się tam jakieś minimum 2500 rowerów. Po drugiej stronie dworca (który mieści się na sztucznej wyspie) są przycumowane na stałe dwie barki, które mieszczą dwupoziomowe parkingi rowerowe, a każdy kąt wokół dworca także mieści mnóstwo złomu, przepraszam - pięknych holenderskich jednośladów :)
Skąd koło amsterdamskiego dworca tyle rowerów? Wiele z nich nie należy do mieszkańców miasta, ale do ludzi pracujących tu. Używają jednego rowera, żeby dojechać z domu do najbliższej stacji, a w Amsterdamie drugim rowerem dojeżdżają z dworca do pracy, proste, prawda? Cześć rowerów została także kupiona, czy też skradziona pożyczona przez turystów, którzy je potem tu porzucili. Takich bezpańskich rowerów jest bardzo dużo, jednak Holendrzy mają na to dość skuteczny sposób. Jaki? O tym już za parę dni :)

poniedziałek, 26 lipca 2010

Muzeum kolejowe w Utrechcie

W Utrechcie działa muzeum kolejowe, o którym chciałbym dzisiaj napisać. W zasadzie to nic takiego, podobnych muzeów jest dużo w całej Europie, więc po co o tym pisać? Pierwsza przyczyna jest taka, że jest to muzeum dość unikalne, bo poświęcone jest głównie pociągom i wagonom używanym przez rodziny królewskie. W tej chwili monarchowie używają głównie samolotów i śmigłowców, ale przez równe 100 lat (druga połowa XIX wieku i pierwsza połowa XX) podróżowali głównie przy użyciu kolei. To koleją królowa jechała na wakacje, król wizytował armie, księżniczka na wydaniu jechała do swojego księcia... :) Co ciekawe pociągi były też ostatnim środkiem lokomocji władców - czy też jako pociągi pogrzebowe, czy bardziej pomagające monarchowi uciec z kraju. Ostatni cesarz Niemiec, jak też ostatni cesarz Austro-Węgier oraz wiele innych koronowanych głów uciekali ze swojego kraju pociągami. Muzeum w Utrechcie ma oryginały i repliki wielu wagonów używanych przez rodziny królewskie Holandii, Niemiec, Anglii, Austro-Węgier, Bułgarii, Portugalii, Rosji, Danii, Belgii, Szwecji... i pewnie innych, o których zapomniałem. Swój pociąg miała także rodzima rodzina królewska - królowe holenderskie jeszcze przez jakiś czas po wojnie używały pociągów, a dopiero kilka lat temu zrezygnowano z utrzymywania pociągu królewskiego.
Drugą ważną podkreślenia rzeczą jest to, jak to muzeum jest zrobione. Ja mam małego fioła na punkcie kolejek, a w tym muzeum byłem z dwiema kobietami, które, wbrew moim obawom, wcale się tam nie nudziły. Nawet takie muzeum, które teoretycznie powinno interesować tylko małych i dużych chłopców, okazuje się bardzo ciekawe dla wszystkich zwiedzających. Odtworzono tutaj np. wnętrza królewskich poczekalni na dworcach, a podróż w czasie do początków kolei działa na wszystkie zmysły łącznie nawet z powonieniem! W muzeum pracuje dużo statystów, jacyś 'chłoporobotnicy z epoki' noszą towary, a kobiety w przebraniu królowych opowiadają o dolach i niedolach podróżowania koleją 100 lat temu (na zdjęciu), więc kilka godzin przeleci błyskawicznie, mimo iż początkowo planowało się "nie więcej niż godzinkę, kogo w końcu jakieś kolejki interesują" :)
Całe szczęście w Polsce zaczęto także budować muzea z prawdziwego zdarzenia, ostatnio oddane Fabryka Schindlera w Krakowie czy Muzeum Powstania Warszawskiego są na najwyższym światowym poziomie!

czwartek, 15 lipca 2010

I po finale

Po raz czwarty Holandia przegrała w finale, po raz czwarty musi się zadowolić tytułem wicemistrza. Mimo porażki Holendrzy cieszą się z dotarcia aż do finału i z bycia tak blisko zwycięstwa, a piłkarze po powrocie do kraju byli naprawdę witani z fetą. Mimo negatywnego nastawienia bardzo fajnie to opisała Agnieszka w ostatnim wpisie na swoim blogu - bardzo polecam przeczytanie i obejrzenie filmików podlinkowanych tam!
Mistrzostwa za nami, więc pora nadrobić zaległości, już wkrótce pojawią się nowe wpisy, między innymi o kolei, służbie zdrowia oraz imigrantach w Holandii.

poniedziałek, 5 lipca 2010

Jak głosowali Polacy w Holandii

Wybory prezydenta RP odbywały się także poza granicami kraju, głosować mogli zamieszkujący tam Polacy oraz przebywający akurat na wakacjach turyści. Myślę, że wyniki wyborów w Holandii zainteresują wielu czytelników, ale najpierw napiszę, jak wyglądało tutaj głosowanie. Ambasada RP w Hadze zorganizowała 4 komisje wyborcze: dwie w samej ambasadzie w Hadze, jedną w Amsterdamie i jedną w Brunssum (małe miasteczko w południowo-wschodniej Holandii).
W pierwszej turze w całej Holandii oddano 4015 ważnych głosów, w tym 63.5% na Bronisława Komorowskiego, 18,6% na Jarosława Kaczyńskiego, powyżej 1% mieli jeszcze Grzegorz Napieralski i Janusz Korwin-Mikke, pozostali kandydaci dostali pojedyncze głosy.
W drugiej turze we wszystkich komisjach głosowało więcej osób, w całym kraju oddano 4656 ważnych głosów, 76.1% na Bronisława Komorowskiego i 23.9% na Jarosława Kaczyńskiego.
Warto podkreślić, że głosy z Holandii miały znikomy wpływ na całość wyników wyborów, ponieważ wszystkich głosów na całym świecie oddano około 17 mln, ale jednak coś pokazują - o ile przyjmuje się (za statystyką), że elektorat Jarosława Kaczyńskiego, to osoby ze wschodnich rejonów kraju, niewykształcone i gorzej sytuowane, to akurat Polacy przebywający w Holandii słabo się wpisali w stereotyp "półgłówka na zmywaku". Ważny jest też fakt, że przebywanie poza granicami kraju daje odpowiednią perspektywę do oglądania polskiej sceny politycznej, a porównania do innych krajów UE pokazują odpowiedni poziom żenady niektórych kandydatów.
A na zdjęciu wejście do komisji wyborczej w Domu Polskim w Amsterdamie.

czwartek, 24 czerwca 2010

Mundial

Holendrzy mają fioła na punkcie piłki nożnej. Kamieniczka po lewej stronie zdjęcia była udekorowana już w połowie maja. W tej chwili całe miasta są pomarańczowe, nad wieloma uliczkami (w tym nad tą, przy której mieszkam) wiszą pomarańczowe chorągiewki, latarnie i znaki drogowe są szczelnie poowijane i nawet całe domy zmieniają fasadę na oranje.
Praktycznie każdy śledzi rozgrywki, nie spotkałem się tu jeszcze z opinią, że ktoś nie lubi oglądać "bandy spoconych facetów". Kobiety orientują się, kto z kim w grupie, kto którego dnia gra - zupełne wariactwo. Gdy reprezentacja Holandii gra w godzinach pracy, we wszystkich chyba biurach praca ustaje. Pracodawcy dobrze wiedzą, że gdyby nie zorganizowali oglądania meczu, to większość załogi wzięłaby wolne na popołudnie :) Inną sprawą jest to, że podczas mistrzostw mało kto wyjeżdża na wakacje :)
Cała Holandia się dekoruje, ale w tym roku przoduje w tym małe miasteczko Goirle na południu kraju. Polecam obejrzenie kilku zdjęć stamtąd. Po ulicach wszystkich miast jeżdżą samochody z niderlandzkimi flagami, w sklepach rozdają piłkarskie gadżety, a okna domów są jedną wielką wystawką oranje.
Na razie pomarańczowym idzie całkiem nieźle, po trzech wygranych meczach są jedną z najlepszych drużyn i wielu ich typuje na faworyta. Polacy nie grają, więc kibicuję Holendrom. Przy okazji mistrzostw zorientowałem się, że mimo iż mieszkam tu już ponad dwa lata, kompletnie nie rozpoznaję lokalnego hymnu, no cóż - może kiedyś zapamiętam tę dziwną melodię ;-) Aha, dziś w niderlandzkiej TV był "polski" akcent, bo jednym z gości był Leo Beenhakker :)

wtorek, 22 czerwca 2010

Ptaki w Holandii

Wiele razy zachwycałem się bliskością natury w Holandii. Mimo iż ten kraj praktycznie nie posiada prawdziwie naturalnych, nieprzekształconych przez człowieka miejsc, to czuje się tu bliskość przyrody. Szczególny status w Holandii mają ptaki. Jest ich tu bardzo dużo i w ogóle nie boją się człowieka. Kaczki krzyżówki i łyski robią gniazda gdziekolwiek, często przechodzień ma takie gniazda na wyciągnięcie ręki. Codziennie jeżdżąc do pracy można obserwować sytuację w gnieździe, a później rozwój kaczątek.
Zdjęcie obok obrazuje sytuację, której byłem świadkiem - dwa łabędzie postanowiły posiedzieć na ścieżce rowerowej (ta pokryta kostką, po lewej), czym trochę blokowały ruch, a po jakimś czasie postanowiły przenieść się na jezdnię. W tempie iście spacerowym (chyba 1 krok na minutę) zmierzały w stronę kanału całkowicie blokując ruch na drodze. Dość szybko pojawiło się kilkanaście samochodów i spokojnie czekały, aż ptaki przejdą. Nikt się nie denerwował, nie trąbił, nikt także nie próbował ich przegonić. Dopiero po kilku chwilach, kiedy łabędziom znudziło się blokowanie drogi, kolejka samochodów zaczęła się rozładowywać.
Zdjęcie pokazuje także typowe w Holandii całkowite rozdzielenie samochodów od rowerów, widać też wszechobecną wodę. Dom położony nad wodą i nieoddzielony od niej żadną drogą jest marzeniem każdego Holendra i zyskuje na wartości minimum 50.000 euro!.

piątek, 11 czerwca 2010

Wyniki wyborów w Holandii w 2010

W środę pisałem o odbywających się tego dnia wyborach. Teraz już wiadomo, że wygrali liberałowie VVD, a na drugim miejscu była antyislamska partia PVV Geerta Wildersa. Premierem prawdopodobnie będzie Mark Rutte, który, niestety, jak się właśnie teraz dowiedziałem, jest historykiem i nie ma żony, ani dzieci, a choć media nie piszą, to ja jestem prawie pewien, że ma kota, no bo każdy Holender ma ;-) Życzę Holendrom, żeby historia nie lubiła się powtarzać i żeby ich samotny historyk sprawował się znacznie lepiej niż jego polski odpowiednik. Całe szczęście Mark Rutte nie ma brata bliźniaka :)
Holenderski parlament ma tylko 150 posłów, jest dużo tańszy w utrzymaniu i łatwiej się w nim dogadać niż w przypadku prawie 500 polskich darmozjadów. Przez ostatnie 30 lat prawie bez wyjątku rządzili chrześcijańcy demokraci, którzy teraz stracili aż 20 posłów. W Holandii jest stale w parlamencie obecna partia zielonych, która obecnie zdobyła 10 miejsc, a do ciekawostek z polskiego punktu widzenia można zaliczyć "partię na rzecz zwierząt", która obsadziła dwa stołki. Charakterystyczne dla Holandii jest też to, że tutaj wygrywający nie mogą samodzielnie rządzić. Obecny zwycięzca zajął tylko 31 miejsc w parlamencie, a do większości 76 głosów brakuje sporo, dlatego w Holandii najczęściej rządzą koalicje trzech albo czterech partii (i jakoś się najczęściej dogadują).
Trochę abstrakcyjna dla Polaków mogły być tutejsze dyskusje przedwyborcze. Holendrzy są bardzo pragmatyczni i zdają sobie sprawę, że z powodów demograficznych wszystkie obecne systemy emerytalne się posypią. Tutaj przechodzi się na emeryturę w wieku 65 lat, a coraz częściej mówi się o wydłużeniu wkrótce czasu pracy do 67 lat czy nawet do późniejszego wieku. Za to Polska, jeden z najbogatszych krajów Europy, daje emerytury kobietom już po osiągnięciu 60 lat, a mundurowi czy górnicy, nie płacąc w większości w ogóle składek ZUS, mogą być całkiem dobrze uposażonymi emerytami zaraz po czterdziestce. Widocznie Polacy uważają, że mając 1000 pomników papieża i świętego męczennika prezydenta pochowanego z królami, ich kraj otacza magiczna aura, która powoduje, że na emeryturze nie będą potrzebowac ani jedzenia, ani ubrań, ani prądu, czy gazu i że się spokojnie obejdą bez pieniędzy. Ciekawe, że ten naród daje się prowadzić tak ślepo aż na sam skraj przepaści. No ale tuż przed katastrofą znajdzie się na pewno wielu winnych i zamiast chleba będą przynajmniej igrzyska!