piątek, 5 września 2008

Szkoła

Wrzesień, zaczęła się szkoła, przynajmniej w Polsce. Nie mam większego pojęcia, jak wygląda system szkolny w Holandii, więc niestety nie podzielę się tymi informacjami z czytelnikami. Natomiast muszę za to znów coś napisać o rowerach :) Na zdjęciu obok (polecam powiększenie) jest typowa nieduża szkoła w Holandii - budynek z czerwonej cegły, nad kanałem, zdala od ruchliwych ulic, za to otoczony przez rowery. Ile rowerów jest na zdjęciu? :) Około 60, ale to nie wszystkie, bo jeszcze część (niewidoczna tutaj) stoi za rogiem.
Ważny podkreślenia jest fakt, że pogoda tego dnia była dość kiepska - chwilę po zrobieniu tego zdjęcia zaczęło padać i padało prawie do wieczora. Dzień wcześniej też lało, w prognozach pogody wyraźnie wskazywano na opady, mimo to sporo dzieciarni przyjechała na rowerach do szkoły. Nie zdziwiłbym się, gdyby w ładny słoneczny dzień koło tej szkoły stała setka rowerów. A szkoła naprawdę malutka, to na zdjęciu to cały budynek - klasy w Holandii na pewno są mniej liczne niż w Polsce, więc można spokojnie przyjąć, że zdecydowana większość dzieciaków (lub wręcz prawie wszystkie) przyjeżdża do szkoły rowerami. Potem z tego także nie wyrastają :)
Ciekawostką związaną z systemem edukacji w Holandii na pewno jest to, że tutaj mało kto idzie na studia. Większość Holendrów kończy średnią szkołę dającą jakieś wykształcenie kierunkowe, potem czasem robią jakieś kursy i zaczynają pracę w wieku najpóźniej 20-21 lat, choć często pracują etatowo już od osiągnięcia pełnoletności. Nieliczni idą na studia, na których i tak najczęściej pracują (bo studia są płatne!), nie ma tu więc w sumie jeszcze częstego w Polsce studiowania do 24. roku życia i zaczynania pierwszej pracy z ćwierćwieczem na karku. Już na samym początku mojego pobytu tutaj zdziwiła mnie ilośc młodych ludzi w mojej firmie - ponad połowa jest młodsza ode mnie, mimo iż niektórzy chwalą się, że w tej firmie pracują już 8 lat. No i brak studiów nie przeszkadza im w zajmowaniu nawet bardzo wysokich stanowisk.

niedziela, 31 sierpnia 2008

Pływy

Kończący właśnie się weekend był typowo nieholenderski pod względem pogody - było bardzo ciepło i pogodnie :) W południe uczyłem się niderlandzkiego, po czym zmykałem nad morze, gdzie siedziałem aż do wieczora.
Plaże w Holandii są dość podobne do polskich nad Bałtykiem, też piaszczyste i bardzo ładne. Oczywiście jest kilka różnic, np. tu występuje trochę inne muszelki niż w Polsce (także dużo większe), za to nie ma tutaj w ogóle bursztynów. Plaże holenderskie są bardzo czyste, na pewno przyczyniają się do tego stojące co 10 metrów (naprawdę, nie przesadzam) kosze na śmiecie. Są tutaj też bardzo duże mewy, które czasem są tak bezczelne, że potrafią wyrwać frytkę z torebki trzymanej w ręce przez człowieka.
Ale nie o tym miałem pisać, zaciekawiło mnie coś innego - coś, czego nie uświadczy się w Polsce - pływy. Morze Bałtyckie jest małym i praktycznie zamkniętym akwenem, przez co zjawisko pływów jest to niewidoczne, za to Morze Północne jest otwarte na ocean i pływy tu są dużo bardziej widoczne. Na obrazku poniżej widać tygodniową prognozę pływów dla portu położonego najbliżej Haarlemu (Ijmuiden):


Jak widać, różnice poziomów morza przekraczają tu czasem aż dwa metry. Przypływ i odpływ z reguły występują z interwałami około 6 godzin, więc podczas jednego dłuższego posiedzenia na plaży można dokładnie cały proces obejrzeć. Dziś akurat przyszedłem na plażę tuż po kulminacji odpływu - morze było naprawdę daleko od wydm, plaża miała grubo ponad 50-60 metrów szerokości. Przez cały czas morze się podnosiło, a ze względu na to, że plaża/dno nie są tu jednostajnie pochyłe, tylko pofałdowane, proces zalewania plaży nie jest jednostajny. Z reguły pomiędzy odpływem i przypływem morze musi pokonać 2-3 "garby" piasku, za którymi są "doliny". Niecałe 2 godziny morze "wspina się" na najbliższy garb i w poziomie pokonuje wtedy jedynie metr/półtora, za to po przekroczeniu tego garbu natychmiast zalewa całą następującą po nim dolinę - wtedy w 15 minut morze zabiera 10 metrów plaży.
W południe "rozbiłem" się w odległości około 30 metrów od wody, po 4 godzinach musiałem ewakuować się w stronę wydm :)

środa, 27 sierpnia 2008

Kolejna rowerowa ciekawostka

Po krótkiej przerwie wracam do pisania. Ostatnio zmieniłem trasę dojazdu z mieszkania do pracy, według Google Earth poprzednia trasa miała 6.11 km, a nowa ma... 6.11 km :) Nowy dojazd jest dla mnie wygodniejszy - mniej skrzyżowań, mniej zwalniania, świateł, przez co prawdopodobnie szybciej pokonuję ten sam dystans. A wciąż jeżdżę wzdłuż kanałów osobnymi drogami rowerowymi.
Od niedawna codziennie dwa razy przejeżdżam przez skrzyżowanie, którego fragment uwieczniłem na zdjęciu obok. Chodzi mi o ten znak pomiędzy sygnalizatorami świetlnymi. Pomiędzy, ponieważ jeden sygnalizator umieszczony jest na "tradycyjnej" wysokości, ale dla rowerów zawsze jest drugi, mniejszy, zamontowany niżej. Żeby rowerzyści mieli większą wygodę, a co :) Znak ten nie jest do końca taki łatwy do rozszyfrowania, nawet jeśli się wie, że "tegelijk groen" oznacza "jednocześnie zielone". A o co chodzi? Przez jakiś czas po skrzyżowaniu poruszają się tylko samochody, rowerzyści mają czerwone światło (oczywiście skręt w prawo jest bezkolizyjny i nie czeka się wtedy na światłach). Po chwili samochody dostają czerwone, a rowerzyści, jednocześnie na wszystkich kierunkach, dostają światło zielone. Wygląda to dość ciekawie, mi napotykana wtedy sytuacja przypomina filmiki z sieci o skrzyżowaniach w Indiach - mianowicie w jednym momencie z wszystkich kierunków wyjeżdża ok 20-30 rowerów - każdy jedzie w inną stronę, każdy z inną prędkością i inną trasą - w końcu przez chwilę skrzyżowanie jest tylko dla rowerów, więc można jeździć, jak się chce :)
Nie muszę chyba dopisywać, że nie dochodzi do żadnych wypadków, stłuczek itp - mimo widocznego na pierwszy rzut oka chaosu, wszystko się perfekcyjnie samo organizuje - pan zwolni, pani lekko skręci i już. Rano widoczne są rowerowe "konwoje" składające się najczęściej z mamy, za którą podąża jeden lub więcej "wagoników" - starszych dzieci posiadających własne rowery. Bo młodsze dziecko oczywiście siedzi na dodatkowym siodełku przymocowanym do roweru mamy. Przy czym holenderska fantazja nie zna tutaj granic, niczym dziwnym są rowery przystosowane do jednoczesnego transportu trójki dzieci i zakupów...
Na zdjęciu widoczna jest także rogatka (szlaban) - do czego ona służy? Po prawej widoczny jest wjazd na most, oczywiście most zwodzony. W momencie, gdy most się podnosi, rogatka się opuszcza blokując wjazd. Mniej więcej raz w tygodniu przyjeżdżam do pracy kilka minut później niż planowałem, bo po drodze mam przymusowy, choć całkiem przyjemny, postój na podziwianie holenderskiej kultury i infrastruktury.

środa, 6 sierpnia 2008

Gay pride 2008

W minioną sobotę w Amsterdamie odbyła się parada Gay pride 2008 pod hasłem "We are". W paradzie uczestniczyło niecałe 100 barek wystawionych przez różne organizacje czy firmy, a także niezliczona ilość prywatnych łódek podążających za barkami. Swoją barkę przygotował magistrat Amsterdamu, reprezentacje miały też większe firmy holenderskie - największe banki, ubezpieczalnie, poczta, stacje radiowe i telewizyjne, każda z hasłem "personal pride = company pride", były także reprezentowane organizacje pozarządowe jak np. Amnesty International.
Co ciekawe, wszystko odbyło się dość skromnie, nie było żadnej golizny, czy gorszących zachowań, tylko hasła wskazywały na orientację seksualną tańczących na barkach. Większość uczestników stanowili mężczyźni, choć było kilka łódek tylko z kobietami (jedna z nich nazywała się lesboot). Całej imprezie przyglądały się tłumy mieszkańców Amsterdamu i turystów, stojąc na brzegu kanału Prinsengracht.
Na zdjęciu jedna z ciekawszych barek - diabelska, choć trzeba przyznać, że było dużo innych oryginalnych pomysłów, np. Lucky Luke, dwa święte Mikołaje, Wikingowie, Rzymianie itp :) Dzień zakończył się niezliczoną ilością imprez w amsterdamskich klubach.

poniedziałek, 28 lipca 2008

Pogoda w Holandii - część 2

Obiecałem dokończyć artykuł o pogodzie, więc dopiszę jeszcze kilka spostrzeżeń. Pisałem już, że Holandia jest bardzo wietrznym krajem, który spory procent energii elektrycznej wytwarza elektrowniami wiatrowymi. Samo to powoduje nawyki, które osobie z Polski do głowy by nie przyszły. Zauważyłem na samym początku, że kilka osób z Holandii dziwnie otwierało drzwi samochodu z wewnątrz, no ale było dużo ciekawszych wrażeń, więc nie wnikałem. Po jakimś czasie, gdy sam zacząłem jeździć samochodem po Holandii zorientowałem się, że to "dziwne otwieranie" polega na przytrzymaniu drzwi, żeby... ich wiatr nie porwał :) Wiatr może nadać drzwiom dużą siłę, z którą potem mogą uderzyć w auto stojące obok, tym bardziej, że miejsca parkingowe tu są dość wąskie. Zorientowałem się, o co chodzi, gdy raz o mało co drzwi z auta mi nie odleciały :)
Druga uwaga wiąże się z dużo większą wilgotnością w Holandii. Ja tego w ogóle nie czuję, ale faktem jest dużo większa zawartość wilgoci w powietrzu. Co się z tym wiąże? Dość przyziemne rzeczy - np. suszenie prania - okazuje się, że nie wystarczy tak ot powiesić prania, żeby wyschło :) Gdy wynajmowałem mieszkanie, troszkę mnie zdziwiło to, że na pralce stoi suszarka, no ale teraz widzę, że jest to nieodzowne urządzenie, bo pierwsze moje pranie wisiało sobie kilka dni i wciąż było mokre :) Oczywiście w upalny dzień pranie wiszące na słońcu w końcu wyschnie, ale podczas przeciętnej pogody, pranie wiszące w mieszkaniu będzie schnąć dłuuuugo.
Zauważyłem to także w łazience - w Polsce, zawsze myłem zęby suchą szczoteczką, bo przez te kilka godzin zdążyła sobie wyschnąć, tutaj myję wilgotną. W Polsce po prysznicu ręcznik po prostu wieszałem w łazience i sobie sam schnął, a tutaj muszę go specjalnie rozwieszać na kilku haczykach na otwartych na oścież drzwiach, a i tak nie wysycha zupełnie i szybko zaczyna śmierdzieć. Tydzień temu w piątek zlała mnie ulewa, wróciłem kompletnie przemoczony, mokre spodnie i polar powiesiłem na krzesłach. W sobotę wszystkie te rzeczy były tak mokre, że można je było wciąż wykręcać - w mieszkaniu podczas deszczowej pogody nigdy by nie wyschły. Całe szczęście genialne urządzenie suszarka załatwiła problem w 25 minut :)

niedziela, 27 lipca 2008

Cmentarz

Tak, tytuł trochę mało optymistyczny, ale nie pozna się kultury danego kraju nie odwiedzając choć jednego miejscowego cmentarza. Nie wiem, czy miejsce, w którym dzisiaj byłem, jest wyjątkiem, czy jest typowe dla Holandii, ale na pewno warte jest opisania. Cmentarz w zasadzie przypomina park, bo głównie dominują w nim drzewa i łąki, grobowce zajmują naprawdę niewielką część przy alejkach. Jak to oczywiście w Holandii, gdzie nawet lotnisko jest przecięte kanałami, tak też jest i z cmentarzem - przez cmentarz płyną dwa kanały. Przyzwyczaiłem się już do niesamowitego poziomu cywilzacyjnego Holandii, ale spotkało mnie kolejne zaskoczenie. Przy wejściu do cmentarza znajdowało się coś, co na pierwszy rzut oka przypominało bankomat. Zaintrygowany przyjrzałem się temu dokładniej i okazał się to automat, w którym można wyszukać zmarłego po jego nazwisku i w dodatku wydrukować mapkę z opisem dojścia do właściwego nagrobka. I to wszystko za darmo!
W Holandii ok. połowa obywateli to ateiści/niezadeklarowani, ponoć mniej niż w Czechach, ale motywy religijne takie jak krzyż są na mniej niż co dziesiątym nagrobku. Wszystkie groby są naprawdę bardzo skromne, na tablicach nie jest napisane, że ktoś był lekarzem, profesorem albo żoną burmistrza. Tak jak w Czechach spora część nagrobków zawiera urny, ale za to odwrotnie jak u naszych południowych sąsiadów - tutaj nigdzie nie ma zdjęć zmarłych.
Największe wrażenie na mnie jednak zrobiła kwatera dziecięca - wydzielona część cmentarza w zakolu kanału, gdzie są tylko dziecięce nagrobki. Wrażenie naprawdę niesamowite, wyobraźcie sobie malutkie nagrobki wśród pięknie utrzymanej zieleni, które są obsypane zabawkami! Niektóre tablice mają kształt ciuchci, inne kwiatka czy lalki, wszędzie samochodziki, pstrokate kubusie puchatki, wiatraczki z odpustu, ptaszki na patykach... W pewnym momencie powiew wiatru dotarł i w to osłonięte drzewami miejsce i wszystko zaczęły się poruszać - wiatraczki zaczęły się kręcić, ptaszki podskakiwać, kwiatki obracać i migotać na słońcu. Słowa niestety nie oddadzą tego, co tam czułem.

środa, 23 lipca 2008

Pogoda w Holandii

Co prawda wkrótce stuknie dopiero drugi miesiąc mojego pobytu w Holandii, ale wydaje mi się, że mam już dość obserwacji i informacji, by pisać na temat pogody. Holandia ma typowy klimat morski, za to Polska, mimo iż nad morzem oraz z wieloma rzekami, ma klimat dużo bardziej kontynentalny. Różnica polega na tym, że klimat morski cechuje się dużo mniejszymi ekstremami temperaturowymi, przynajmniej powinien :) Lata holenderskie są dość chłodne, za to zimy ciepłe. W Polsce za to są i upały, ale także i bywają silne mrozy.
Śnieg w Holandii jest chyba rzadkością. Każdy Holender jednak wie, co to śnieg, ale twierdzą, że jedynie kilka dni w roku widzą ośnieżony krajobraz, z resztą najczęściej poranki, bo do południa ten śnieg stopnieje :) Tak samo rzadkością tu są upały - temperatura powyżej 30 stopni C jest tu tak często spotykana, jak w Polsce 40 stopniowe upały - czyli rzadko. Trzeba jednak wziąć pod uwagę to, że z uwagi na dużo większą wilgotność powietrza tutaj dużo bardziej odczuwa się temperaturę, zarówno wysoką jak i niską.
Podstawową cechą klimatu holenderskiego jest jednak jego zmienność. Tutaj w ciągu jednego dnia można mieć cztery pory roku. Pogoda zmienia się tak szybko i tak często, że jakiekolwiek przewidywanie jej, nawet krótko terminowe, nie ma większego sensu. Nie wierzycie? Jem śniadanie, za oknem piękna słoneczna pogoda, wychodzę z mieszkania, schodzę po schodach, wyciągam rower, a tu już niebo pełne chmur. Nie dojadę jeszcze do pracy, a już wielka ulewa i dojeżdżam całkowicie przemoczony. Za to w pracy nie wypiję pierwszej herbaty, a znów widzę bezchmurne niebo pełne słońca. Tak samo temperatura może zmienić się nawet o 10 stopni w ciągu godziny (nie w cieniu, na słońcu). Można dojechać do morza, przemarznąć po drodze, a za pół godziny już opalać się i kąpać w morzu.
Kraina wiatraków, jak łatwo się domyślić, jest bardzo wietrznym krajem, wynikają z tego czasem dość zabawne spostrzeżenia - o tym, jak i o innych dość ciekawych spostrzeżeniach wiążących się z klimatem, napiszę już wkrótce!