niedziela, 26 czerwca 2011

Późne macierzyństwo

Nie, o rodzinie holenderskiej będzie wkrótce, a tym razem o kaczkach :) Zdjęcie obok pochodzi z dzisiejszej wycieczki rowerowej - gniazdo, z którego łyska zeszła dosłownie kilka sekund wcześniej, oraz jej koleżanka z już podrośniętymi dziećmi. Według wikipedii łyski składają jaja w kwietniu i/lub maju, a młode wylęgają się po 3 tygodniach z hakiem, więc ta pierwsza kaczka (wiem, łyski to nie kaczki), ma co najmniej kilkutygodniowe opóźnienie. Trzymam kciuki za jej potomstwo, w pobliżu nie było widać żadnego partnera, a w przypadku łysek to właśnie samce dłużej opiekują się młodymi.
Oczywiście jak to w przypadku Holandii gniazdo było jakiś metr od brzegu, tuż koło ścieżki, którą spacerują ludzie.

wtorek, 21 czerwca 2011

Kalwińskie wsie Staphorst i Rouveen

Niedaleko wcześniej opisywanego Giethoorn leżą dwie bardzo ciekawe wsie - Staphorst i Rouveen. Zostały założone około 800 lat temu na bagnach i przez długi czas były praktycznie odizolowane od świata. Mimo iż teraz mokradeł już nie ma, a Staphorst jest nawet przecięte autostradą, mieszkańcy wciąż tworzą bardzo hermetyczną wspólnotę opartą na surowych kalwińskich zasadach. Obie wsie tworzą praktycznie jedną ulicówkę o długości około 10 km, całość wygląda bardzo osobliwie, bo wszystkie domy są prawie take same (nie wyróżniaj się) - bardzo długie, kryte strzechą, zorientowane w osi wschód-zachód, z drzwiami i okiennicami malowanymi oryginalnie na biało, zielono i niebiesko.
Większość mieszkańców wciąż zajmuje się rolnictwem (ciężko pracuj) i pomimo posiadania traktorów i innych nawet nieprzestarzałych maszyn, niechętnie patrzą na nowe technologie. Kobiety, szczególnie starsze i zwłaszcza w niedzielę, wciąż ubierają się bardzo tradycyjnie, niektóre wyglądają jakby żywcem przeniesione sprzed 100 lat, ze swoimi czarnymi sukniami i białymi czepkami na głowie. Ponoć we wsiach obowiązuje nawet niepisany zakaz poruszania się samochodami podczas nabożeństw, ale nie było nam dane tego sprawdzić :)

środa, 15 czerwca 2011

Giethoorn - holenderska Wenecja

Giethoorn jest jedną z ciekawszych, choć nie tak powszechnie znanych atrakcji turystycznych Holandii. Wieś ta została założona na torfowiskach około roku 1230 przez uchodźców z terenów śródziemnomorskich. Z uwagi na bagnisty teren nigdy nie budowano tam dróg, cały transport odbywał się drogą wodną, a sytuację pogarszało jeszcze ciągłe wydobycie torfu. Do sąsiadów się płynęło, do kościoła się płynęło, krowy na pastwiska się odwoziło łódką. Także do ślubu się płynęło, a ostatnia droga mieszkańców odbywała się w trumnie na łódce. Stąd też pojawiła się nazwa - "holenderska Wenecja", czy też, troszkę na wyrost, "Wenecja Północy", o które to miano rywalizuje także kilka dużo większych miast. Do niedawna Giethoorn było wsią całkowicie bez ruchu samochodowego, jednak napływ turystów spowodował powstanie nowej cześci miejscowości, bardziej tradycyjnej, z drogami i samochodami. Także dla turystów w starej części Giethoorn zrobiono ścieżkę, więc do niektórych domów można się teraz dostać po lądzie.
Największą atrakcją jest zwiedzanie z poziomu wody, w jednym z licznych miejsc można wynająć łódkę przeróżnych rozmiarów napędzaną pagajami albo bezgłośnym elektrycznym silnikiem. Po zwiedzeniu wsi można wypłynąć na okoliczne jezioro albo też wybrać jedną z kilku wodnych tras przez pobliskie parki krajobrazowe. Z uwagi na ogromną ilość łódek i marne umiejętności sterowania przez pożyczające osoby, zatory i kolizje zdarzają się co chwilę :) Giethoorn znajduje się ok. 115 km na północny wschód od Amsterdamu, w okolicy znajdują się inne ciekawe wioski, ale o tym już następnym razem :)