czwartek, 7 stycznia 2010

W Holandi zima zaskoczyła... wszystkich

Wczoraj nastąpiła katastrofa, bo spadł śnieg :) Holandia pod tym względem dzieli się na dwie wyraźne części - pas kilkudziesięciu kilometrów od wybrzeża zimę zna głównie z obrazków w telewizji albo opowiadań znajomych mieszkających bardziej w głąb lądu, szczególnie w stronę Niemiec. W Haarlemie (5 km od morza) duży śnieg jest rzadkością, a wczoraj w ciągu dwóch godzin spadło około 15 cm śniegu, co, według lokalnej TV, zdarzyło się tutaj ostatni raz w roku 1963 :)
Miasto zostało sparaliżowane, na ulicach śnieg ubity kołami samochodów zamienił się w idealnie gładki lód. Choć kraj jest płaski, drogi zawierają dużo mostów i wiaduktów, na które samochody nie mogły wyjechać. Co ciekawe, drogi w ogóle nie były osolone, bo pod koniec grudnia w sporej części Holandii brakło soli. Ciężarówki wysłane po sól do Niemiec utknęły w rowach, bo... nie miały zimowych opon. Właśnie - w Holandii wszyscy używają opon całorocznych, zimowe zakładają tylko ci, co wyjeżdżają na narty w Alpy. Więc polscy czytelnicy mogą się pocieszyć, że nawet dość zorganizowane i rozwinięte kraje zimą są bezradne i że w Polsce nie jest tak źle.
Wczoraj także uderzyła mnie w oczy współpraca Holendrów - na podjazdach pod mosty kierowcy wysiadali z aut i grupkami przepychali kolejne samochody pod górę, dowcipkując przy tym. Mimo wielogodzinnego opóźnienia nikt nie dawał poznać po sobie frustracji czy złości. Choć w sumie może przeklinali strasznie, tylko ja tego nie rozumiałem ;-)
Za to ja miałem dużo radości jeżdżąc na rowerze na śniegu. Jest to bardzo przyjemne, o ile śnieg nie jest zmrożony, a nawet na lodzie da się w miarę łatwo jechać prosto, problemy są tylko ze skręcaniem :) Haarlemskie dzieciaki za to żadnego kataklizmu nie widziały i miały sporo radości, na moim osiedlu na każdej ulicy stoi kilka bałwanów. Ciekawe, skąd te dziecka wiedziały, co robić, skoro taki śnieg każde z nich pierwszy raz w życiu chyba widziało :)
Na zdjęciu popularny ostatnimi dniami widoczek - to białe w tle to jest ulica. Tutaj właściciele domów nie mają obowiązku odśnieżania chodnika pod swoim domem, za to można czasem zobaczyć człowieka z kuchenną solniczką w ręce posypującego chodnik :)

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ale ich globalne ocieplenie dopadło, no no...

Anonimowy pisze...

Swietnie piszesz i masz bardzo trafne obserwacje... Rzeczywiscie, nawet w Londynie, jak spadnie snieg, to ludzie, pomimo 'totalnej' katastrofy komunikacyjnej, przeogromnego paralizu na drogach i prawdziwego chaosu, maja wiele radosci ze sniegu i malo kto zawodzi z zalu... w dodatku, naprawde wszedzie mozna spotkac najbardziej wymyslne bawalny. Mialam przyjemnosc byc w dwoch polskich wojewodztwach teraz w styczniu i lutym, pomorskim oraz slaskim i niestety... ani jednego bawalna nie widzialam :( Polacy traktuja kazda pore roku (nawet anomalie pogodowe) jako odnosnik tego, jak moze byc ZLE. W zimie... za zimno, za duzo sniegu, za malo sniegu, za malo soli na drogach, za duzo soli na drogach, wieksze korki >> w lecie... za zimno, za malo slonca, za goraco, za duzo slonca, wieksze korki, ogolna frustracja. Dobrze wiedziec, ze w Europie, i to wcale nie tak daleko, sa ludzie, ktorzy z usmiechem podchodza do zmiany por roku (i to nie z usmiechem sarkastycznym). Pozdrawiam, DAG

Anonimowy pisze...

Piszesz: "W Haarlemie (5 km od morza) duży śnieg jest rzadkością, a wczoraj w ciągu dwóch godzin spadło około 15 cm śniegu, co, według lokalnej TV, zdarzyło się tutaj ostatni raz w roku 1963 :)"
To nie prawda. W 2005 na poczatku marca spadlo okolo 20 cm sniegu,a moze i wiecej, trzymal dwa tygodnie. Oprocz jezdni,jedynie sciezki rowerowe byly odgarniete.W tym czasie bylam Haarlemie, mam zdjecia.
Dziekuje za wiele ciekawych informacji i spostrzezen. Pozdrawiam.