środa, 9 grudnia 2009

Co Holendrzy jedzą? Oliebollen czyli pączki

Na pewno wspominałem wcześniej, że sporo holenderskich specjałów jest sezonowych. Zgnite śledzie są dostępne na jesieni, ale to właśnie zima ma najwięcej swoich unikalnych przysmaków. Jednym z nich są oliebollen, dość podobne do tradycyjnych polskich pączków, ale w Holandii do kupienia tylko od grudnia do lutego. Może to kwestia tego, że przez pierwsze 30 lat życia jadłem tylko pączki, ale ich podróbki, czy to są donuty, czy oliebollen, nie za bardzo mi smakują.
Oliebollen mają ciasto wyrabiane i smażone bardzo podobnie do pączków, jednakże są dużo bardziej tłuste i "gumowe". Może to wynika z tego, że prawdziwe pączki robi się na smalcu, a holendrzy używają oleju roślinnego?
Polskie pączki z reguły różnią się nadzieniem, którym jest róża albo inna konfitura, rzadziej budyń, za to ciasto jest chyba zawsze takie same. Oliebollen z kolei nie mają tradycyjnego nadzienia, ale często do ciasta dodaje się rodzynki, marcepan, kawałki jabłek i inne dodatki, co jest świetnym pomysłem i tylko czekam, aż któryś z polskich cukierników to skopiuje. Bardziej wyszukane oliebollen przekrawa się na pół i sprzedaje z dodatkami, którymi są wiśnie, jabłka, budyń, bita śmietana, masa rumowo-rodzynkowa, imbirowa itp, co widać na zdjęciu obok. Tak, ceną także oliebollen biją na głowę polskie pączki :)
Zarówno pączki jak i ich holenderskich kuzynów posypuje się cukrem pudrem, z tym że w Holandii cukier puder dołącza się do pączków w malutkich woreczkach i posypuje się oliebollen tuż przed spożyciem. Są one pokryte taką ilością tłuszczu, że każda ilość cukru rozpuści się na nich szybko, więc dekorowanie ich w cukierni nie ma sensu. Hmm... z tą cukiernią, to troszkę przesadziłem, bo zdecydowana większość oliebollen sprzedawana jest z przyczep ustawionych na mieście, w których często się je na miejscu smaży. Podczas mroźnego wieczoru z dala od domu nie ma to jak zjeść właśnie takiego świeżutkiego i gorącego oliebola... ale polskie pączki i tak są lepsze!

5 komentarzy:

Coquelicot pisze...

zgadzam się jak najbardziej - 'prawdziwe' pączki są zdecydowanie lepsze. Raz w tygodniu na targu przy mojej ulicy mam okazję kupić berlinerbolen - takie same jak nasze 'prawdziwe' pączki tylko że mniejsze; z nadzieniem do wybory: dżem lub budyń. Zdecydowanie lepsze niż oliebolen! polecam!

Anonimowy pisze...

W Polsce pączki różnią się w zależności od rejonu Polski. Inne paczki są na Kujawach - z marmoladą albo dzemem, inne są we Wrocławiu (tutaj smaki przywędrowały wraz z przesiedleńcami po wojnie) a jeszcze inne w Warszawie. Tutaj można zjeść pączki z serem, budyniem, rózą, dzemem...
Każdy z nas pewnie poszukuje smaku pączka z dzieciństwa... i żaden nie chce pasować :-)

Anonimowy pisze...

Istotnie- oliebollen sa twardsze , *gumowe* , przyczyna moze byc sok cytrynowy dodawany do ciasta albo zbyt duza ilosc rodzynek i innych dodatkow. Tak czy inaczej- tesknie za polskimi , puszystymi w srodku paczkami :)

paulina pisze...

a ja tam bardzo lubię ichniejsze olibollen. szczególnie kiedy w okresie około świątecznym, gdy człowiek zmarznięty po spacerze, kupuje świeże pączusie i do tego mocna, czarna kawa - po prostu pycha.

Anonimowy pisze...

Mieszkając kiedyś w Holandii, jeszcze za czasów beztroskiej młodości, w okresie poprzedzającym święta Bożego Narodzenia jadłam w Rotterdamie takie właśnie pączki z kawałkami czekolady. Niestety nigdzie nie mogę znaleźć przepisu na takie, które zawierałyby właśnie czekoladę i jeszcze nie spróbowałam zrobić ich po swojemu. Może boję się zepsuć wspomnienia z tego magicznego czasu, kiedy to nic nie mogło zostać przedłużone więc i nawet oilbollen z czekoladą muszą pozostać tylko w mej pamięci.... I tak, jak do tamtych wydarzeń tak i do tamtego smaku mogę wracać tylko pamięcią, odcinając się na moment od otaczającej mnie rzeczywistości, którą stworzyłam, po tym, jak tamte bańki bańki mydlane pękły...... E.