piątek, 9 października 2009

Wesele

Wczoraj było mi dane być gościem na weselu w Holandi, które było na tyle ciekawe, że uznałem go wartym opisania. Przypuszczam, że nie było to typowo holenderskie wesele, ponieważ pan młody był w połowie Grekiem (pani młoda miała eskimoskie korzenie, ale raczej nie sądzę, by wpłynęło to na przebieg imprezy) i chciał uwzględnić choć trochę zwyczajów i tradycji z kraju swojego ojca.
Wesele opisywane przeze mnie odbyło się w czwartek i nie jest to niczym dziwnym, ponieważ w Holandii większość takich imprez odbywa się od poniedziałku do czwartku. Przypuszczam, że ma to związek z tym, że wesela w piątki i soboty byłyby dużo droższe (nie tylko opłaty za restauracje, ale za urząd gminy też!), a wrodzone skąp... wrodzona oszczędność Holendrów raczej kieruje ich w stronę mniejszych kosztów.
Wszystko rozpoczęło się w kościele greckokatolickim, co jest raczej unikalne w Holandii (nie wyznanie, ale w ogóle fakt ślubu w kościele), po czym państwo młodzi pojechali do urzędu gminy się zalegalizować, następnie razem z "lepszymi" goścmi pojechali do restauracji na imprezę. "Lepsi" goście (rodzina i najbliźsi przyjaciele) mieli zapewnione jedzenie, a o godzinie 20:30 do imprezy dołączyli "gorsi" goście (głównie koledzy i znajomi), którzy bawili się do po północy tylko przy samych napojach, nie było nawet paluszków czy orzeszków ;) Niektórzy goście po imprezie pojechali do dajbliższego mcdrive, żeby cokolwiek zjeść ;)
Praktycznie nikt nie przyniósł kwiatów, prezentami były pieniądze i kartki z życzeniami. "Cena" zależy od tego, jak bardzo lubi się państwa młodych i oscyluje w granicach 15-25 euro od gościa. Przy wyjściu każdy dostawał mały drobiazg od państwa młodych jako pamiątkę imprezy.
Jako że było to pierwsze wesele, na jakim gościłem w Holandii, ciężko mi stwierdzić, które jego cechy są typowe dla tego kraju, ale mimo wszystko dla mnie było kolejnym i dość ciekawym doświadczeniem niesłowiańskiej kultury :)

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Istotnie- oszczednosc i pragmatyzm Holendrow sa na wysokim poziomie:) Dotyczy to takze wesela- a jakze:) ... z tym ,ze np. w regionie Gelderland (gdzie mieszkam) slub koscielny nie jest taki znowu rzadkim przypadkiem, zwlaszcza w mniejszych miejscowosciach.
P.S. Napisz cos prosze tez o holenderskiej kuchni; jadles np typowy stamppot?:) Albo ziemniaki zmieszane z ...musem jablkowym?:) Smacznego, :D
Pozcdrawiam- Hania

Anonimowy pisze...

Na jednym slubie na ktorym bylam, bylo jeszcze przywitanie pana mlodego w domu pani mlodej. Gosci - najblizsza rodzine - witalo sie kawa/herbata w kubkach jednorazowych i porcja ciasteczka. Przed obiadem dla tych wybrancow mlodzi jechali na sesje zdjeciowa a reszta gosci jechala powozem konnym po okolicy. Wsiadajac do powozu kazdemu wreczono torebke - a tam kanapka i soczek.
Coz jak niektorzy mawiaja rasa biala jest przejedzona wiec dieta nikomu nie zaszkodzi :-)
Fajny blog pozdrawiam

Anonimowy pisze...

lol

Anonimowy pisze...

Nie zgadzam sie, ze slub koscielny w Holandii to taka rzadkosc. Jakies 80% malzenstw, ktore znam pobraly sie w kosciele. A co do imprezy weselnej - ja na poczatku tez bylam w szoku jak to tu wyglada, no ale coz, co kraj to obyczaj. Moze nie wyprawiaja hucznych wesel, ale tez nikt nie oczekuje drogich prezentow i nikt nie czuje sie w obowiazku takowich dawac. I to mi sie tu podoba, a nie jak w Polsce "zastaw sie a sie postaw" :) Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

byłam niedawno kelnerka na weselu(w Polsce) i jednym z gosci był Holender...siedzial, jadl,pił wodke i przy kolejnym podawanym parujacym daniu oczy rozszerzały mu sie coraz bardziej....juz wiem dlaczego.

Alan Komiściuk pisze...

:)