sobota, 25 lipca 2009

Koty

Nieodłącznym elementem holenderskich uliczek są koty, których tu mieszka bardzo dużo, chyba 1/3 moich lokalnych znajomych ma co najmniej jednego kota w domu. Oczywiście część kotów prawie nigdy nie opuszcza domu czy mieszkania, ale jest też spora grupa kotów domowo-ulicznych.
Część domów ma w drzwiach albo oknach zamontowane specjalne klapki, które pozwalają kotu wchodzić i wychodzić bez zawracania głowy domownikom. Właśnie takie koty są najciekawsze. Na mojej ulicy jest kilka takich, spędzających czas leżąc czy siedząc na samochodzie, wygrzanym siodełku roweru albo po prostu na chodniku. Jeden taki czarny (na zdjęciu obok po lewej) uwielbia spać tuż na rogu budynku. W rezultacie zdarzyło się, że skręcając niechcący bym go nadepnął i w ostatniej chwili cofnąłem nogę :) W tym kraju to człowiek ustępuje drogi i obchodzi kota :)
Drugi świetny kot jest cały rudy i na widok każdego przechodzącego człowieka miauczy, ociera się o nogi i domaga się pieszczot. Gdy się kucnie obok niego, to kładzie się "kołami do góry" i każe się drapać po brzuchu :) Wszystkiemu przyglądają się jego koledzy, gdziekolwiek się nie obejrzę, w wielu oknach także widzę koty, obserwujące leniwie ulicę. W Haarlemie są takie zaułki, gdzie mieszka chyba więcej kotów niż ludzi, zresztą podczas jednego nie tak długiego spaceru można spokojnie pogłaskać nawet i kilkanaście kotów :)
Koty w Holandii są duże, znacznie większe od polskich. Widać po nich, że są zadbane, prawie każdy ma obróżkę na szyi, nie widać bezdomnych czy głodnych. Holendrzy bardzo kochają koty, co jakiś czas pojawiają się ogłoszenia o zaginionym kocie - jednego z nich właściele szukali bardzo długo, przez ponad pół roku rozlepiali po mieście setki kolorowych ogłoszeń ze zdjęciem kota - wydali na to chyba majątek.
Co ciekawe - tutaj koty nie reagują na "kici-kici", w ogóle najczęściej nie da się ich nijak zawołać. Nie przeszkadza to jednak tak bardzo, bo i tak bez wołania garną się do ludzi :) Chyba właśnie w tym całkowitym braku obawy przed ludźmi odbija się to, jak dobrze są koty traktowane przez Holendrów.

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Mam wrazenie, ze i psy sa inne w Holandii. Biegam w Polsce systematycznie i wiele polskich psow ma nawyk biegania i szczekania za biegnacym. W Holandii biegalam i zaden pies mnie nigdy nie pogodnil.

Anonimowy pisze...

Mam pytanie, czy za koty domowe płaci sie podatki? Wiem, że za psy owszem, za koty też? Mam w Polsce trzy. Planuje za jakiś czas przeprowadzić się do Holandii. Co mam zrobić ?:)

Gregor pisze...

Za psa jest podatek (Hondenbelasting), za kota, jak na razie, nie ma :)

Anonimowy pisze...

Dziekuje za szybką odpowiedż :)
Jesteś na 100 % pewny? xD

Gregor pisze...

Większość takich podatków jest ustalana lokalnie. Być może jakieś miasto gdzieś uchwaliło sobie podatek od kota, ale to byłoby idiotyczne, bo tutaj kotów niewiele mniej niż ludzi :)
Tu masz na wiki o podatku na psy:
http://nl.wikipedia.org/wiki/Hondenbelasting - możesz poczytać. Gemeente to gmina albo urząd gminy.
Google na hasło kattenbelasting zwraca tylko prima-aprilisowe żarty o wprowadzeniu podatku za koty.
Jak wiesz, gdzie masz się przenieść, to sprawdź na stronie tamtejszego gemeente, jakie są wszystkie lokalne podatki.

fio pisze...

Jak mi zaginal kot, rowniez podrukowalam ogloszenia lecz wkladalam je bezposrednio do skrzynek sasiadow - mialam wtedy pewnosc ze kazdy zainteresowany bedie mial moje dane kontaktowe pod reka. No i za kazdym razem jak komus dzieje sie "krzywda" lub cos zlego i tak tym razem moglam liczyc na pomoc Holendrow. Dostalam pare telefonow, ze ktos widzial mojego kota tam, ktos inny gdzie indziej. Inny sasiad, "polowal" na jakis lakach na spacerach ze swoim psem rowniez, jak mu sie wydawalo na mojego kota. Okazywalo sie ze to byly zupelnie inne koty ale liczy sie sama chec poinformowania. Koniec koncow mojego glodnego Rambo, po 6 dniach wedrowki [nie jest to kot wychodzacy] zlapala pani, ktora od razu go rozponala, gdyz jego zdjecie wraz z moim ogloszeniem wisialo u niej w domu od dnia zaginiecia na lodowce! Wyobrazacie sobie w Polsce sytuacje, by ktos byl tak zaangazowany w poszukiwania obcego kota? Doprawdy, zadziwiajacy narod... :) Ale w tym aspekcie tak cudownie ludzki.

Anonimowy pisze...

Mój holenderski narzeczony widząc jak usiłuję "kiciać" na jego kota ze śmiechem wyjaśnił mi, że u nich na koty woła się "ps ps pssss" :) Z kolei moja rodzima kicia myślała, że owo psss ma na celu wygonienie jej z kanapy :D

Dominika Starańska pisze...

Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !