czwartek, 1 stycznia 2009

Nowy rok - fajerwerkowe rozdwojenie jaźni

Nowy rok w Holandii to ciekawe doświadczenie, niestety nie było mi dane zobaczyć "ognistej orgii" w Amsterdamie, bo komunikacja publiczna nie kursowała od 19:00 do 6:00, a obawiałem się trochę jechać tam własnym samochodem (co roku wiele samochodów dla zabawy jest podpalanych, a białe tablice rejestracyjne rzucają się w oczy). Silny mróz i mgła zapewne odstraszyły wielu innych od noworocznej wycieczki do stolicy.
Ostatni wieczór starego roku Holendrzy spędzają głównie z rodziną i znajomymi w domach, imprezy w pubach są dość rzadkie i zaczynają się głównie po północy. Do północy ulice są puste, wszystkie lokalne pozamykane, a wszechobecne wybuchy nasuwają skojarzenia z wojną. Plenerowe zorganizowane imprezy są tylko w Amsterdamie, zresztą głównie dla turystów. Na zdjęciu rynek Haarlemu, gdzie było naprawdę mało ludzi, a część mówiła po polsku :)
Najbardziej zaskakujące dla czytelnika z Polski będzie chyba to, że w najbardziej tolerancyjnym kraju, gdzie dozwolone jest prawie wszystko, wiele fajerwerków jest zabronionych! W Holandii petardy można sprzedawać tylko na kilka dni przed sylwestrem w nielicznych licencjonowanych sklepach, odpalać je można jedynie od 10:00 31 grudnia do 2:00 1 stycznia. Wszystkie dostępne fajerwerki mają ograniczone ilości prochu i są dość słabe, dlatego ulubionym sportem Holendrów jest wyjazd na zakupy do Belgii, gdzie dla odmiany każdy może handlować nawet najmocniejszymi fajerwerkami.
A dlaczego w tylule napisałem o rozwdojeniu jaźni? Pomimo wielkich ograniczeń w handlu fajerwerkami, Holendrzy mają chyba największego fioła na tym punkcie. Strzelanie zaczyna się 29 grudnia i trwa nieprzerwnie do końca roku. Dzieciaki z torbami pełnymi petard chodzą po mieście i odpalają je nieprzerwanie. Pomimo dość niskich cen fajerwerków Holendrzy wydają na nie ogromne pieniądze. W Polsce większość ludzi odpala petardy po północy, ci najbardziej niecierpliwi przetestują wcześniej swój sprzęt, ale takiego strzelania jak w Holandii, to jeszcze nie widziałem. Tutaj po północy jest niewielka kulminacja, ale 90% odpalana jest dużo wcześniej. Przez te kilka dni miasta zasnute są dymem i zaśmiecone resztkami petard, a wszechobecne wcześniej ptaki wynoszą się gdzieś indziej.
A skąd się wzięły takie ograniczenia w handlu fajerwerkami w Holandii? To bardzo ciekawa sprawa, ale napiszę o tym na dniach, w osobnym wpisie.

1 komentarz:

Andy pisze...

"Pomimo wielkich ograniczeń w handlu fajerwerkami, Holendrzy mają chyba największego fioła na tym punkcie. " <-- ja myślę, że nie pomimo ograniczeń ale właśnie z ich powodu. Ciekawe, że nie stosują tu tej samej logiki co do narkotyków miękkich.