środa, 11 czerwca 2008

Amsterdam

W sumie tu miała być spóźniona relacja z Amsterdamu, ale z powodu meczy Euro 2008 wszystko mi się poprzesuwało. W sobotę byliśmy w Amsterdamie, ale niestety tylko na kilka godzin, z których i tak większość spędziliśmy oglądając siatkarki plażowe, to znaczy siatkówkę plażową w wykonaniu młodych zgrabnych dziewcząt :)
Amsterdam mnie oczarował, choć w sumie nie potrafię dokładnie określić czym. Może atmosfera międzynarodowego tłumu wśród charakterystycznej architektury tak działa, szczególnie jak z obecnych wszędzie coffee-shopów unoszą się kłęby aromatycznego dymu :) W każdym bądź razie w Holandi jeszcze będę długo, do Amsterdamu pojadę nie raz, bo wydaje mi się, że na zwiedzenie tego miasta potrzeba minimum 4 dni, a jego życie nocne można poznawać w nieskończoność. Jednak już podczas pierwszej wizyty nie mogliśmy sobie odmówić spaceru dzielicą czerwonych latarni, kontemplując panie wystawiające publicznie swe wdzięki na sprzedaż.
Ciekawostką jest to, że w Amsterdamie kompletnie nie ma gdzie zaparkować, co rekompensują całe szczęście pociągi i rowery. Pociąg z Haarlem do Amsterdamu jedzie może 20 minut i dociera od razu do samego centrum, więc będę się poruszał tylko nim. Strajk kierowców autobusów wciąż trwa, pociągi całe szczęście jeżdżą :) W samym Haarlem są drogowskazy rowerowe "Amsterdam 13 -->", jeśli one nie kłamią, to w ciągu godzinki powinno się dojechać do stolicy, na pewno to kiedyś przetestuję.
Kupiłem dziś bilet na pierwszy powrót do Polski (za trzy tygodnie), w sumie to cieszę się, że wrócę na chwilkę, mam nadzieję, że skosztuję brakujących mi smaków, np. pierogów ruskich, mniam, mniam!

2 komentarze:

paulina pisze...

będąc w Amsterdamie, zazwyczaj staramy się parkować na europarkingu, co prawda to kosztuje, ale z drugiej strony kiedy przyjeżdżamy na pół dniową wycieczkę, wolimy zapłacić i mieć z głowy, niż się zastanawiać później co robić z żółtą obręczą na kole ;)

vlasta pisze...

4 dni to zdecydowanie za mało!!!
już łącznie 18 dni(4 wyjazdy) spędziliśmy w Amsterdamie "dreptając" od rana do wieczora i ciągle mi mało:)a na razie zaliczyłam tylko dom Anny Frank i muzeum seksu.Ale nie wiem może ja jaka szurnięta ;)tam jest tyle zachwycających detali,a ja uwielbiam je zabierać ze sobą na fotografii i raczyć się nimi już w domku, popijając angielską herbatkę:)a dziś piję kawusię palę sobie jonta i raczę się Twoim blogiem:))oj często będę tu wracać,oj jeszcze nigdzie nie dowiedziałam się tylu interesujących wiadomości(a szperam w internecie co dnia;)no takie już mam"kółko zainteresowań;)